Ryszard Klimczuk
O DUCHOWOŚCI AUTORYTARNEJ I NIEAUTORYTARNEJ

 

W historii duchowości istnieją między innymi dwa prądy: duchowość autorytarna oraz duchowość nieautorytarna. Pomiędzy tymi dwoma rodzajami duchowości istnieje zdrowe napięcie. Duchowość autorytarna stawia przed nami ideały, do których winniśmy dążyć. Ideały mają bardzo pozytywny wpływ zwłaszcza dla ludzi młodych, są one życiową koniecznością, ponieważ pozbawieni ich krążyliby jedynie wokół swego „ja”, nie będąc w stanie rozwijać możliwości, które w nich tkwią. Ideały „kuszą” młodych do tego, by wyszli poza swoje „ja”, co pozwoli przekraczać im własne granice, przezwyciężać siebie, odkrywać w sobie nowe możliwości. Człowiek wzrastając potrzebuje wzoru, kształtujemy siebie biorąc wzór z innych, dobrym przykładem dla młodych mogą być święci ich wzór może pobudzać, być bodźcem do pracy nad sobą, pomagać w odkrywaniu swego powołania. Ideały są po to, byśmy mogli odkryć wszystkie te zdolności, którymi obdarzył nas Stwórca. Przed Kościołem otwiera się ogromna szansa o ile będzie on w wiarygodny sposób zapoznawać młodzież z ideałami chrześcijańskimi, urzeczywistnianymi przez wielkie biblijne postaci i świętych. Znacznie ważniejsze od nauczania jest dawanie dobrego przykładu. Tak więc nie jesteśmy w stanie obyć się bez duchowości autorytarnej. Dzięki niej budzimy się do życia, spełnia ona funkcję pozytywną. Chorobliwe wrażenie sprawia jedynie wtedy, gdy nasze ideały tracą kontakt z istotą naszego „ja”. Niektórzy ludzie dążą do ideałów tak wzniosłych, iż nigdy ich nie osiągną. Nie chcąc poddać się uczuciu rezygnacji wypierają swe prawdziwe oblicze i rozpoczynają identyfikację z własnymi ideałami. Postawa taka prowadzi jednak do wewnętrznego rozdwojenia a ludzie ci stają się” ślepi” na własną rzeczywistość nie dostrzegając, np. agresji, która może tkwić w ich pobożności. Rozdźwięk taki prowadzi z jednej strony do tego, iż żyje się jakby na dwóch poziomach, które nie mają już ze sobą nic wspólnego, z drugiej zaś strony do projekcji wypartych namiętności na innych. Aby utrzymać własny ideał wypiera się własny cień i projektuje się go na innych, których potępia się, poniża, ponieważ wyparcie złą tkwiącego we własnym sercu prowadzi do demonizacji innych, których często z imieniem Boga na ustach traktuje się bardzo brutalnie. Duchowość autorytarna pojawia się zazwyczaj na początku naszej drogi duchowej. Jednak w którymś momencie nadchodzi chwila, gdy powinniśmy zjednoczyć duchowość autorytarną z duchowością nieautorytarną w przeciwnym przypadku popadniemy w wewnętrzne rozdwojenie i chorobę. Niebezpieczeństwo duchowości autorytarnej polega na tym, iż zaczynamy wierzyć w to, że uda nam się dotrzeć do Boga bez jego pomocy. Lafrance tak opisuje owo fałszywe wyobrażenie o doskonałości „Ludzie wyobrazili sobie doskonałość, jako ciągłe wznoszenie się, jako mniej lub bardziej trudną wspinaczkę lub jako wynik ludzkich starań. Dlatego też posługują się ascezą lub określonymi technikami modlitwy, jako metodami wspinaczki po stopniach doskonałości. My jednak nie jesteśmy w stanie dojść do Boga wyłącznie dzięki własnym staraniom. Paradoks polega na tym, iż każda nasza walka kończy się przyznaniem do tego, iż poprzez samą tę walkę nie staliśmy się ani trochę lepsi i że mimo naszych wysiłków nie potrafimy dotrzeć do Niego. Nie jesteśmy w stanie stworzyć siebie takimi, jakimi nie jesteśmy. W którymś momencie dojdziemy do kresu naszych możliwości, a wtedy nie pozostanie nam nic innego jak przyznać się, iż wszelkie nasze wysiłki prowadzą nas do klęski gdyż tylko łaska Boża może nas przemienić”. Biblijnymi wzorami wiary nie są ludzie bezbłędni i perfekcyjni, lecz tacy, którzy pogrążeni byli w ciężkim grzechu i dopiero z jego dna zaczęli dążyć do Boga. Wielkie postacie Starego Testamentu jak Abraham, Mojżesz, Dawid musiały przejść najpierw przez „otchłań” własnych win i bezsilności, by móc czerpać swą nadzieję wyłącznie od Boga i aby pozwolić aż przemieni ich w żywe przykłady wiary i posłuszeństwa. W Nowym Testamencie Jezus wybiera na opokę swej wspólnoty Szymona Piotra, a przecież Piotr nie rozumie Jezusa, chce Go zawrócić z drogi do Jerozolimy, którą On kroczył na pewną śmierć. Jezus nazwie go szatanem i każe mu odstąpić od siebie (zob. Mt 16, 23) W końcu pytany, Piotr zapiera się Jezusa. Jeszcze idąc na górę Tabor uroczyście zapowiada „choćbym nawet miał ponieść śmierć z Tobą, nie zaprę się Ciebie...” (Mt 26,35). Najpierw musi doświadczyć tego, iż nie może ręczyć sam za siebie nawet, jeśli coś solennie obieca. Kiedy w końcu zdradził Chrystusa wyszedłszy gorzko zapłakał (Mt 26,75) Jezus nie wybrał swych apostołów z pośród ludzi pobożnych i niezawodnych, lecz z pośród grzesznych i błądzących i na nich oparł swój Kościół, bo to oni doświadczyli Bożego Miłosierdzia, które głosił Jezus i któremu dał świadectwo swoją śmiercią. Piotr dzięki swej winie stał się opoką dla innych, ponieważ pojął, że to nie on, jako osoba może stanowić opokę, lecz wiara, której musi się kurczowo trzymać by mimo pokus dochować wierności Jezusowi. Paweł, jako faryzeusz był typowym przykładem duchowości autorytarnej. Bardzo cenił ideały faryzeuszy, wypełniał dokładnie wszystkie przykazania, przepisy pragnął spełniać wolę Boga jednak w drodze do Damaszku spada z konia, a wtedy cała jego doktryna życiowa rozpada się na kawałki. Kiedy leżał na ziemi doszło do wewnętrznej konfrontacji z duchowością nieautorytarną. Bezradny i ogarnięty niemocą doświadcza na własnej skórze, że to nie on sam, że to Chrystus nim kieruje i go przemienia. Wynikiem tego doświadczenia jest jego misja polegająca na usprawiedliwieniu słabości i błędu, która płynie wyłącznie z wiary i uczy nas, iż do Boga możemy dotrzeć nie poprzez ascezę i modlitwę, lecz tylko wtedy, gdy uznamy własną ułomność, jedynie w tym stanie odczujemy, co oznacza łaska. Paradoks polega na tym, że właśnie tam gdzie jesteśmy słabi, gdzie nie jesteśmy w stanie nad sobą zapanować, gdzie dręczy nas wysłannik szatana stajemy się najbardziej otwarci na Boga i jego łaskę. Dlatego też Paweł akceptuje swą bezsilność i słabość „bo gdy jestem słaby wtedy jestem mocny” (zob. 2Kor 12,10) W zachowaniu Jezusa i w jego dobrej nowinie pojawia się duchowość nieautorytarna. Jezus świadomie zwraca się ku celnikom i grzesznikom czując, iż są oni otwarci na miłość Boga. Natomiast sprawiedliwi w swym dążeniu do doskonałości często zaprzątnięci są wyłącznie sobą, podczas kiedy wobec ludzi grzesznych i słabych Jezus jest łagodny i wielkoduszny, faryzeuszy ocenia bardzo surowo. Faryzeusze ucieleśniają typową duchowość autorytarną, mniej im jednak chodzi o spotkanie z Bogiem bardziej o sprawiedliwość, jako taką, i wypełnienie boskich przykazań. Chcąc uczynić wszystko dla Boga sami nie potrzebują Go wcale, istotne jest dla nich urzeczywistnienie norm i ideałów, które sobie obrali. Tak bardzo koncentrują się na spełnianiu przykazań Bożych, iż zapominają, czego Bóg właściwie oczekuje od ludzi. Jezus mówi o tym w Ewangelii według św. Mateusza dwa razy „Miłosierdzia chcę nie ofiary” (Mt 9,13) W przypowieści o faryzeuszu i celniku Jezus pokazuje nam, iż nie pragnie duchowości autorytarnej, lecz nieautorytarniej, ponieważ to ona właśnie otwiera ludzi na Niego. Celnik, który uznaje swoje własne grzechy i który zdaje sobie sprawę z niemożności naprawienia wyrządzonych przez siebie krzywd i w swej rozpaczy pełen skruchy bije się w piersi błagając zmiłowania Bożego, będzie przez Boga usprawiedliwiony (Łk 18,9-14). Duchowość nieautorytarna znajduje swój wyraz przede wszystkim w przypowieściach Jezusa. W przypowieści o skarbie ukrytym w glebie uczy nas Jezus, iż skarb, czyli nasze własne „ja” obraz na podobieństwo, którego stworzył nas Bóg możemy odnaleźć właśnie w ziemi w brudzie (Mt 13,14) Jeżeli chcemy odnaleźć skarb musimy najpierw pobrudzić sobie ręce grzebiąc w ziemi. Przypowieść o kosztownej perle mówi nam o innym aspekcie duchowości nieautorytarnej. Perła jest obrazem Jezusa w nas samych. Wyrasta ona z ran muszli. Tak więc odkryjemy w nas skarb, jeśli dotkniemy naszych ran. Tam gdzie wyczerpują się nasze możliwości gdzie nie pozostaje już nic innego jak poddanie się tam właśnie może narodzić się nasz związek z Jezusem, ponieważ tam właśnie będziemy całkowicie zdani na Jezusa. Chrystus prawdziwa istota nas samych jest jak zagubiona drachma, która zginęła nam w domowym rozgardiaszu a której teraz szukamy (Łk 15,8) Odnajdziemy ją wtedy, gdy poodsuwamy wszystkie meble, na nic się zda to, iż urządziliśmy się dobrze, sam Bóg w momencie naszego kryzysu poprzewraca nam to wszystko do góry nogami byśmy mogli odnaleźć to, cośmy przez nieuwagę utracili. Inną przypowieścią, którą Jezus pragnął ugruntować duchowość nieautorytarną jest przypowieść o kąkolu pośród pszenicy (Mt 13,24-30). Prawdopodobnie św. Mateusz przytoczył tą przypowieść kierując się przeciwko rygorystom w swojej wspólnocie. Można ją także rozumieć, jako przykład naszego stosunku do własnych grzechów i słabości. Wówczas owa przypowieść zapobiegnie naszemu rygoryzmowi, którym chcemy w sposób brutalny walczyć z własnymi słabościami. Jezus przyrównuje nasze życie do roli, na której Bóg posiał dobre ziarno, a jednak w nocy przyszedł wróg i pośród pszenicy zasiał chwast. Słudzy, którzy pytają Pana czy nie powinni od razu usunąć chwastu symbolizują rygorystycznego idealistę, który pragnie natychmiast zlikwidować własne błędy. Pan jednak odpowiada: nie – abyście wyrywając kąkol nie powyrywali zarazem pszenicy. Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa (Mt 12,2) Korzenie chwastów są tak bardzo splątane z korzeniami pszenicy, iż wraz z chwastem wyrwalibyśmy także dobre zboże. Ten, kto chce żyć bezbłędnie niszcząc swe namiętności niszczy także i swą żywotność, niszcząc słabości niszczy także i swoją siłę.

Wielu idealistów tak bardzo koncentruje się na „chwastach” w swojej duszy, że nieustannie stara się wyrugować wszelkie swe błędy, co powoduje z kolei, że cierpi na tym ich życie. Chwastem bywa cień, do którego wypieramy wszystko to, co jest dla nas nieprzyjemnie i co nie odpowiada naszym normom. Jednak ten chwast istnieje w nas. Tak więc winniśmy pogodzić się z istnieniem kąkolu w naszej duszy a wtedy na glebie naszego życia będzie mogła rosnąć i pszenica. Wcielenie się Boga w człowieka pod postacią Jezusa jest już znakiem duchowości nieatorytarnej, Jezus urodził się w stajence a nie w pałacu, nie w stolicy, lecz w Betlejem na prowincji i chce nadal rodzić w tej części nas samych, która zdaje się nieważna. Jesteśmy ciągle stajenką, w której narodzi się Bóg, jest w nas tak samo brudno jak w stajni i przed Panem Bogiem nie możemy udawać lepszych. Bóg chce mieszkać właśnie tam gdzie czujemy się biedni i słabi. Poprzez swą śmierć na krzyżu Jezus zstąpił do królestwa śmierci. Kościół pierwotny traktował zstąpienie do piekieł, jako prototyp zbawienia. Wielka sobota została ustanowiona, jako dzień święty na pamiątkę zejścia Jezusa do otchłani. Od czasu Orygenesa zstąpienie do piekieł jest symbolem tego, iż Jezus zstępuje także do królestwa cieni panującego w naszej duszy. Zstąpienie Jezusa do królestwa cieni naszej duszy oznacza dla ojców kościoła proces ozdrowieńczy. Zstępowanie i wstępowanie we wszystkich religiach symbolizuje dokonaną przez Boga przemianę człowieka. Za pomocą tych dwóch słów: zstąpienie i wstąpienie Ewangelia według św. Jana opisuje tajemnicę zbawienia w Chrystusie. Nikt nie wstąpił do nieba tylko ten, który z nieba zstąpił Syn Człowieczy (J 3,13). Jeżeli zatem razem z Chrystusem chcemy wstąpić do Ojca musimy wraz z nim zstąpić na ziemię do ziemskości do naszego człowieczeństwa. Stąd też u starożytnych mnichów droga ku Bogu wiodła poprzez poznanie istoty własnej osoby.