Leszek Utrata
Maria, Wcielenie i Eucharystia

 

W całej doktrynie Kościoła chrześcijańskiego istnieje wiele trudnych prawd. Jednak istnieje triada, której nie sposób uznać kiedykolwiek za zgłębioną. Są to prawdy dotyczące Trójcy Świętej, Eucharystii i zmartwychwstania. Po raz kolejny mamy łaskę przeżywać, zgłębiać i doświadczać bogactwa Eucharystii, którą za przykładem wielu ludzi myśli Kościoła trzeba nazwać Tajemnicą tajemnic. Tajemnicza obecność Boga-Człowieka pośród nas, czyli sakrament Eucharystii jest centrum życia chrześcijańskiego. Wynika to z faktu, że właśnie tu, w tym misterium, zawierają się najważniejsze prawdy wiary. Chciałbym na przestrzeni tego Roku Eucharystycznego, zająć się kilkoma jej aspektami, chociaż świadom jestem ogromu i głębi zagadnienia. Jednak tylko wtedy, gdy podejmiemy próbę refleksji, nasze widzenie Eucharystii może stać nieco pełniejsze, czego przede wszystkim sobie życzę i o to się modlę.

 

Maryja i Eucharystia

Bóg nie udziela się dopiero od czasów działalności Jezusa z Nazaretu. Jak napisze autor Listu do Hebrajczyków: „Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał Bóg do ojców…aż przemówił przez Syna”. Zjawienie się Słowa pośród ludzi było odwiecznym zamierzeniem. W tajemniczych dla nas kategoriach „pełni czasów” przez Niewiastę postanowił On zrealizować plan odkupienia człowieka i całego kosmosu (Ga 4, 4). Zapewne po to, aby jak najściślej zjednoczyć się historią człowieka wybrał taką drogę wypełnienia tego zamiaru. Od początku istnienia chrześcijaństwa Kościół wiedział jak ważną rolę odgrywa w nim Matka Pana. Jej cicha obecność jest jednak wyjątkowo wymowna. Jan Paweł II napisał w encyklice o Eucharystii: „Jeśli Eucharystia jest tajemnicą wiary, która przewyższa intelekt, a przez to skłania nas do całkowitego zawierzenia Słowu Bożemu, nikt tak jak Maryja nie może być pomocą i przewodnikiem na tej drodze” (EE 54). Nieogarnięty dar Zbawiciela dla Kościoła, ale chyba też i ludzkości – Eucharystia jest kulminacją życia według Ducha. Matka Pana, Maryja, ma w tej kwestii zaszczytne miejsce.

 

Ten sam Duch, który wpisuje Syna Bożego z losy świata, sprawia również, aby stał się On obecny na ołtarzach tylu świątyń i miejsc gdzie gromadzi się Nowy Lud. Pierwsze spotkania liturgiczne gminy chrześcijańskiej, w których uczestniczyła Maryja, musiały być dla wierzących wyjątkowo intensywnym przeżyciem i doświadczeniem. Przecież Matka Tego, którego spożywali, stała pomiędzy nimi. Łączność Maryi z Jezusem i Eucharystią nie jest w obrębie religii chrześcijańskiej przypadkowa: „trwali jednomyślnie na modlitwie z Maryją, Matką Jezusa” (Dz 1, 14). Chociaż ta Niewiasta najbardziej, najpełniej współuczestniczyła w dziele Syna, to jednak nie wycofuje się z życia Kościoła. Nie staje na stanowisku, że jest jakby ponad nim. Właśnie dlatego, że ma doświadczenie Boga, uczestniczy w życiu Mistycznego Ciała Chrystusa, jak Paweł nazwie Kościół (por. 1Kor 12).

 

To, co nazywamy komunią osób w Kościele najpiękniej powinno odbijać się i być widoczne w skutkach eucharystycznych. Proszę zobaczyć, że sama świadomość obecności Jezusa, nawet niewidocznego, spontanicznie wyzwala postawę adoracji. Ta najdoskonalsza z modlitw w przypadku Maryi wyrażona została ciszą. To, jak mi się wydaje, najdoskonalszy sposób okazania zachwytu, a za taki należy uznać obecność Boga. Na podstawie tego „milczenia Matki”, tradycja stworzyła pojęcie „Hymnu milczenia”, o którym pisał już św. Grzegorz z Nazjanzu (Poematy, XXIX). Postawa Elżbiety, którą odwiedza Maryja, również budzi zadziwienie. Jej pierwsze słowa: „A skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie?” - czyż nie przebija się w nich to błogosławione niedowiarstwo o Bogu przychodzącym do człowieka? Co więcej, o Bogu, który zapragnął być z człowiekiem – Emanuelem? Fakt, że Maryja nosi w sobie, ale także ze sobą wcielone Słowo, ale już realne Ciało, czyni z Niej prawdziwą wyznawczynię Chrystusa (etymologia nazwy chrześcijan wywodzi się od tych, co niosą Chrystusa). Sama osoba Matki staje się przede wszystkim świątynią Boga. Nie tylko ze względu na podobieństwo do Stwórcy, ale ze względu na „posiadanie” Chrystusa. Jan Paweł II napisze, że „Maryja w pewnym sensie jest „tabernakulum”, pierwszym w historii” (EE 55). Człowiek korzystający z daru Eucharystii w dosłownym znaczeniu staje się sanktuarium Boga, o którym napisze św. Paweł do mieszkańców Koryntu, którzy uwikłani mocno w liberalne postawy moralne zniekształcali obraz człowieka i wiary (1Kor 6, 19). Na tej podstawie niezmiennie Kościół, a więc my – wierzący w Chrystusa nie możemy nigdy zgodzić się zaakceptowanie wynaturzeń moralnych. Przedmiotem nieakceptacji nie jest jednak nigdy dany człowiek, lecz problem, który go dotyczy.

 

Obecność Jezusa, prawdziwego Ciała i Krwi wyzwala jednak również postawę kontemplacji i świadectwa. Wpływa ona nie tylko na osoby z zewnątrz, ale również na daną osobę. Właśnie przyjęcie w siebie Ciała i Krwi porywa Maryję najpierw w uniżenie wiary: „Niech mi się stanie według słowa Twego” (Łk 1, 38), ale następnie do świadectwa, a w konsekwencji do ewangelizacji: „Wielbi dusza moja Pana…” (1, 46-56). Od tej chwili tor życia zmienia azymut, staje się życiem <dla>, co nazywamy proegzystencją. Liturgia Eucharystyczna ma kilka punktów szczytowych. Jednym z nich jest zawołanie kapłana po przeistoczeniu: „Przez Chrystusa, Z Chrystusem i W Chrystusie, Tobie Boże Ojcze Wszechmogący, wszelka cześć i chwała na wieku wieków”. Życie wiary w najprostszej swojej formie oznacza właśnie istnienie dla Boga, ze wszystkimi konsekwencjami tego wyboru. We wspomnianej encyklice Jan Paweł II napisał: „Kiedy Maryja wznosi okrzyk: Wielbi dusza moja Pana i raduje się duch mój w Bogu, Zbawicielu moim, nosi już w łonie Jezusa. Wielbi Ojca <przez> Jezusa, lecz wielbi Go także <w> Jezusie i <z> Jezusem. To jest właśnie prawdziwa postawa eucharystyczna” (EE 58).

 

Gdyby chrześcijanie właśnie w taki sposób przeżywali dar Eucharystii, kondycja naszej wiary, człowieka i Kościoła uległaby radykalniej zmianie. Nie bez konkretnego odniesienia Jezus powiedział o Królestwie, które jest pośród nas i działa (por. Łk 17, 21). My i nasza wiara urzeczywistniamy Królestwo w ramach tego świata. Każda forma zniekształcania i spłycania misterium Eucharystii odbija się brakiem skutków. To „łamanie chleba” od początku istnienia Kościoła było najważniejszym wydarzeniem chrześcijan, ponieważ istniała świadomość wielkości tego Daru. Zauważmy, że przecież to, czego doświadczyła ta Niewiasta, w jakimś sensie jest także naszą praktyką Eucharystii. My, podobnie jak Ona, przez swoje FIAT i AMEN, przyjmujemy w siebie Ciało Syna Bożego. W tym misteryjnym znaczeniu stajemy się podobnie brzemienni Chrystusem po to, aby wydać Go światu, Ojczyźnie, rodzinie.

 

O wadze sakramentu Eucharystii świadczą słowa św. Franciszka z Asyżu, który zwykł mawiać: „Wielkie to nieszczęście i pożałowania godna słabość, że gdy macie Go wśród siebie obecnego, wy zajmujecie się czymś innym na świecie. Niech zatrwoży się cały człowiek, niech zadrży cały świat i niech rozraduje się niebo, gdy na ołtarzu w rękach kapłana jest Chrystus, Syn Boga Żywego” (List do Zakonu). Postać Maryi, o ile jest właściwie umiejscowiona w hierarchii wiary, może doprowadzić do odkrywania bogactwa Eucharystii, a przez to do permanentnego wzrostu.

 

Wcielenie

Odwieczny plan Boga, aby odkupić (wyzwolić) człowieka z jego niepewnych wyborów i błędnie zinterpretowanej wolności, rozpoczął urzeczywistniać się w momencie zgody Maryi na poczęcie Jego Syna. Plan ten mógł się nie powieść. Ta, wówczas kilkunastu letnia Dziewczyna, mogła odmówić. Do czego jednak zdolna jest osoba, która wierzy? Napisze Jan Paweł II: „W pewnym sensie Maryja wyraziła swoją wiarę eucharystyczną, jeszcze zanim Eucharystia została ustanowiona. W zwiastowaniu Maryja poczęła Syna Bożego również w fizycznej postaci ciała i krwi antycypując w sobie to, co w jakiejś mierze realizuje się w każdym wierzącym, który przyjmuje pod postacią chleba i wina Ciało i Krew Pańską” (EE 55). Wcielenie zakładało wiarę. Przychodzenie Boga do człowieka od tamtej pory mnie zmieniło wymogów; Boga doświadcza wierzący, chociaż On przychodzi do każdego.

 

Syn Boży jeden raz dokonał inkarnacji. To, co nazywamy świętami Bożego Narodzenia, a co z każdym rokiem wydaje coraz bardziej spłycane przez niektóre grupy społeczne, to przypomnienie nie o urodzinach, ale przede wszystkim o prawdzie Jego powtórnego przyjścia na końcu czasów (paruzja). Jednak sam fakt, że takie wydarzenie miało miejsce, w logice Boga oznacza nieskończone już bycie blisko człowieka. Bóg jest stale obecny w historii świata i kolejne sposoby tej obecności są tylko przejawami pragnienia jak najściślejszego bycia obok nas. Wcielenie jest znakiem tego, że bliskość, jaką oferuje Bóg, obdzierając się ze swojej transcendencji, jest maksymalna. Przychodzi mi tu na myśl zwrot anglikańskiego pastora E. L. Mascalla, który pisał: „Bóg jest rozumny, ma wolę i jest osobowy; człowiek jako jedyny spośród bytów na tej ziemi również jest rozumny, ma wolę i jest osobowy” (Otwartość bytu). Oznacza on, że to właśnie odniesienie osobowe jest sposobem objawianie się Boga człowiekowi nie tylko w słowie, ale i w czynie.

 

Trzeba widzieć wcielenie jako szaleńczy zryw miłości Bożej. Nasz rozum nie jest w stanie pojąć, kim jest Bóg. Nigdy nie będziemy mogli przyswoić sobie pełnego obrazu Tego, Który Jest. Odrębność Boga jest absolutna od wszystkiego, co istnieje i nawet najśmielsze opisy, wyobrażenia czy wizje nie są w stanie zawrzeć prawdy o wielkości Boga (zob. Iz 40, 12-26). Tym bardziej fakt, że On, Pan kosmosu, Ten, który nie zna pojęcia śmierci, przyjmuje śmiertelne ciało, chce doświadczyć tego, co człowiek pokazuje, że tylko szaleńcza miłość może to wytłumaczyć. Zapewne o takim zjawisku pisał w XVI wieku, wielkiego formatu, Erazm z Rotterdamu w Pochwale Głupoty: „Im tedy miłość głębsza, tym szaleństwo większe i tym szczęśliwsze”. Tylko w tej kategorii zrozumiałe mogą stać się słowa Pisma o Jezusie, który „istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie przyjąwszy postać sługi… uniżył samego siebie” (Flp 1, 7-8). W teologii nazywamy to kenozą, czyli dobrowolnym pozbawieniem siebie praw i przywilejów ze względu na inną osobę. Miłość Boga jest tak daleka, że nie zatrzymuje się On na tym, ale jakby wbrew logice umniejsza się jeszcze do postaci chleba i wina.

 

Eucharystia jest zawarta we wcieleniu. Trzeba zauważyć w nim jakiś początek działania Odkupiciela, który nie tylko przychodzi, naucza i dokonuje ofiary, ale ponadto zostaje z nami bardzo realnie. Tomasz z Akwinu, o którym zwykło się mówić: największy święty wśród uczonych i najbardziej uczony pośród świętych, dołączył do najbardziej przekraczających nasz rozum, (ale nie koniecznie mu zaprzeczający) właśnie tajemnicę wcielenia. W swojej Suma Contra Gentiles napisał: „Ze wszystkich dzieł Boga tajemnica wcielenia w najwyższym stopniu przekracza nasz rozum; trudno bowiem sobie wyobrazić, żeby Bóg mógł zrobić coś bardziej cudownego niż to, że prawdziwy Bóg, Syn Boży, stał się prawdziwym człowiekiem” (IV, 27). Podobna refleksja towarzyszy sakramentowi Eucharystii. Kilka wieków później genialny matematyk B. Pascal doszedł do wniosku, że: „Jak Chrystus pozostał nieznany między ludźmi… tak Eucharystia pomiędzy pospolitym chlebem” (Myśli 638), co w najdrastyczniejszy sposób oddaje prawdę, że świadomość tych cudów trwa jako niezgłębiona.

 

Wielkie bogactwo zawarte jest w Kościele Jezusa. Skarby te wcale nie są niedostępne dla ludzi, a co więcej są przeznaczone dla tych wszystkich, którzy pragną doświadczyć Boga. Autentyczne przeżywanie misteriów wiary jest jakimś sposobem do odkrywania tych pereł ofiarowanych nam przez Zbawiciela. Pytanie jednak: Czy wiara mieści się jeszcze w kręgach naszych zainteresowań?